Polska - ZSRR 6-4, 45 lat potem

500 m od katowickiego Spodka leży kino Kosmos. Po 45 latach w tym kinie miała miejsce premiera filmu dokumentalnego Wojciecha Wikarka pt. „Operacja Obiekt czyli cud nad Rawą” opowiadająca o największym polskim sukcesie hokejowym czyli zwycięstwie nad sowiecką Sborną 6-4.

Wojciech Wikarek, reżyser tego filmu, w tym czasie miał 18 lat i był juniorem katowickiej „Baildony”, jak nazywano popularnie katowicki klub. Film powstał we współpracy z TVP Katowice. Pierwotnie film zawierał więcej materiałów, ale jak powiedział autor „Montaż to jest sztuka rezygnacji”.  Po projekcji filmu, który niebawem ma się również pojawić w TVP będziemy mogli się spodziewać jego publikacji na kanale YT.

Po premierze filmu mieliśmy wielką przyjemność zobaczenia i powspominania tego meczu z jego głównymi aktorami. Jako pierwszy na scenie pojawił się Wiesław Jobczyk #8 – autor hat-tricka w pamiętnym meczu. Wychowanek siedleckiego hokeja, a wtedy napastnik Baildonu Katowice opowiadał, że dziś po tak wspaniałym debiucie na MS, każdy pomyślałby, że oferty dla młodego napastnika Baildonu posypią się i będzie miał okazję zrobić karierę zagranicą. 125 Krotny reprezentant Polski stwierdził jednak, że: „Mieliśmy wtedy tyle do gadania, co te konie na Krupówkach, co chodzą i muszą chodzić”. Przepisy, wtedy jasno mówiły, że o wyjazd zagraniczny można się starać, jak się ma 30 lat. Ale nawet mając już skończone 30 lat i kontrakt w kieszeni, dyrektor zjednoczenia kopalń powiedział, że „mnie jesteś bardziej potrzebny jak zagranicą i będziesz grał dla mnie – no i nie miałem nic do gadania i musiałem jeszcze rok zostać”. Po strzeleniu 6 gola w meczu, 22 letni wówczas Wiesław Jobczyk wyrzucił kija, którego nigdy nie odnalazł. Zapytany, co z nim się stało odpowiedział, że żona, która była na tym meczu powiedziała, że go Ruscy zabrali J  Kolejnym wspomnianym smaczkiem było, że trener Anatolii Jegorow, który prowadził kadrę Polski wcześniej, po przyjeździe z ZSRR mówił, że „Jobczyk, Zabawa i Kokoszka nastrielali nam niemożka (niemało)”

Walenty „Walek” Zientara #12, którego motto hokejowe zostało przypomniane: „Jeśli nie wierzysz w siebie, zaczynasz się bać, możesz od razu zjechać z lodu. Nie można dać się zastraszyć, ustąpić ani na centymetr. Nawet, jeśli przeciwnik jest silniejszy fizycznie, musisz iść na niego, grać tak jakby nic się nie stało”. Ostatni mecz, przed MS w Katowicach z sowiecką, Sborną przegraliśmy na IO w Innsbrucku 1 – 16. 27 letni, wówczas napastnik Podhala Nowy Targ, wyjaśnił, dlaczego tak się stało. Wspominał: „Przed wyjazdem do Insbrucka wygraliśmy dwa mecze z Niemcami (wtedy powszechną nazwą było RFN) oba wygraliśmy, a potem się okazało, że Niemcy na IO w Innsbrucku zdobyli brązowy medal! Do Insbrucka przyjechaliśmy o tydzień za wcześnie. Nie mieliśmy możliwości trenowania. Byliśmy w wiosce olimpijskiej, gdzie w stołówce można było od rano do wieczora jeść ile się chce. Nikt nas nie kontrolował, a w latach siedemdziesiątych były tzw. „problemy z zaopatrzeniem”! Każdy miał apetyt, więc automatycznie każdy kilo, dwa przytył w ciągu tych kilku dni. No i forma poszła!” Po zwycięstwie 6 – 4 nad Sborną , jak wspominał „Walek” – „w szatni było wielkie zmęczenie, ale i radość, nie zdawaliśmy sobie jaki rezultat osiągnęliśmy… efektem tego było, że całą noc, nie przespaliśmy. Potem ta noc wyszła, że przegraliśmy dwucyfrowo z Czechosłowacją”.

Po formacji ataku przyszedł czas na obronę a tam na podium kina „Kosmos” pojawili się największy bohater tego meczu #1 Andrzej Tkacz oraz beniaminek wówczas niespełna 18 letni #3 Henryk Gruth (nazywany wtedy ”Pyrlik”) – obaj GKS Katowice.

W trakcie ceremonii otwarcia lodowej pojawiła się ówczesna gwiazda estrady Urszula Sipińska, którą na rękach obwoziła, po tafli czwórka najprzystojniejszych (jak to stwierdził Henryk Gruth – wybranych „z urzędu”) młodych hokeistów w garniturach. Zapytany czy Urszula Sipińska była na meczu, Henryk Gruth powiedział: „ja wiem, że była tam cała moja klasa z liceum, bo im załatwiłem bilety, bo na ten mecz można było jeszcze bilety kupić, ale czy ona była nie wiem?” Był jednak jeden problem przed mistrzostwami, bo Urszula Sipińska nie potrafiła jeździć na łyżwach! I tutaj z ratunkiem przyszedł autor filmu Wojciech Wikarek, wówczas bramkarz juniorki katowickiego Baildonu, któremu w dwa dni udało się nauczyć gwiazdę estrady jazdy na łyżwach. Henryk Gruth przypomniał o słynnym spotkaniu z władzami pańswowo-partyjnymi, kiedy doszło do zamiany „fiatów 126p-maluchów” na zegarki. „Miałem maturę w szkole za parę dni. Przyjeżdża do mnie samochód od Grudnia (I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach, który otwierał MS w Katowicach). Chłopaki wszyscy w garniturach a ja w mundurku szkolnym. I wtedy towarzysz I sekretarz powiedział: jak tam będziecie mieć problemy z maturą dajcie mi znać”. Wracając do udziału Henryka Grutha w meczu przeciwko Sobornej, to zaczynał on, jako rezerwowy, czyli otwierał drzwiczki do wejścia „na lód”.  W III tercji doszło do sytuacji, że jeden z zawodników doznał kontuzji ręki i trener Emil Nikodemowicz mówi: „grzej się – i w tamtych czasach dwa razy obrót ramionami i nogami tak samo i człowiek było gotowy. Były takie nerwy i jeden trener krzyczy – zmiana i ja myślałem, że mam iść do zmiany, więc wskakuję na ten lód i wyjeżdżam i marząc, żeby Ruskich nie było w naszej tercji i wtedy z naszego boksu pada – a ty gdzie! No i to był cały mój udział w tym meczu. Powrót, przeskok przez bandę i wycieranie potu chłopakom. To było wspaniałe uczucie bycie członkiem tej drużyny!” Co było ważniejsze wtedy – utrzymać się w grupie „A” czy wygrać z ZSRR, na to trudne pytanie Henryk Gruth odpowiedział: „Chciałbym i to i to! Jak bym musiał wybrać, no to bym wybrał ten mecz, bo gdziekolwiek pracowałem zagranicą, to wszyscy się mnie pytają – to wyście wtedy dali tym Ruskim, o tym meczu się mówi do dzisiaj na całym świecie, on przeszedł do historii a ja jestem dumny, że mogłem tam wtedy być”.

Największy bohater tego meczu #1 Andrzej Tkacz (wiadomo bramkarz), wspominał, że ze Sborną mieliśmy już wcześniej regularne mecze, nie tylko na MS, ale np. na turnieju „Izwiestii” (obecne „Channel One Cup), gdzie polska reprezentacja była regularnie zapraszana. Co prawda wyników tak spektakularnych jak z ZSRR, nie osiągaliśmy, ale pokonywaliśmy Niemcy (RFN) czy Szwedów, nie mówiąc o regularnych remisach z Finlandią. Jednak takiego wyniku jak pamiętne 6 – 4 ze Sobrną, to wynik, jaki można osiągnąć „raz na 100 lat. I się na to nie zanosi przez następne 50 lat, jeśli się nic nie zmieni w naszym hokeju.” Andrzej Tkacz „Bocian” wspominał, że mimo takiego sukcesu jak zatrzymanie ZSRR nie był porównywany do Jana Tomaszewskiego, który zatrzymał „Anglię” w 1973 w futbolu. „ To do dzisiaj jest, że mistrzowie świata w lekkiej atletyce czy w siatkówce nawet, nie mają takiej rozpoznawalności jak w piłce nożnej”. Ponoć były spekulacje ówczesnej prasy, że Polacy spadli z grupy „A”, żeby za rok pojechać na MS grupy „B” do Japonii. Jednak Andrzej Tkacz to wywrócił, że to tylko spekulacje były, ponieważ większość z tamtejszych zawodników była na IO w Sapporo w 1972 r. Natomiast ta bramka na 1 – 2 z RFN to: „był przypadek, wyrzutka spod bandy, rykoszet od jednej łyżwy, od drugiej. A krążek w bramce oparł się o blachę i siatkę a parę centymetrów wyszedłby poza bramkę. I takie jest życie w sporcie, z którym trzeba się pogodzić”.

Z Buska–Zdroju przyjechał trener bramkarzy Jerzy Mruk. Ówczesny wykładowca na Akademii Wychowania Fizycznego Katowicach zaczął od wspomnienia jak przed meczem przeprowadził z Andrzejem Tkaczem najważniejszy trening mentalny, jaki może przejść bramkarz! „Andrzej tego od Ciebie nikt inny nie zrobi!” – zapadła cisza i Andrzej Tkacz to potwierdził – „I tak się stało!”  - po czym rozległy się brawa. A jak to się stało, że Andrzej Tkacz został wybrany „jedynką” na MS w Katowicach? Tutaj Jerzy Mruk wrócił się do Igrzysk w Innsbrucku: „Na Igrzyska nie pojechał Emil Nikodemowicz i to jest kwestia do dzisiaj nie do rozszyfrowania. Zaczęły się wtedy jakieś wewnętrzne (dywagacje) a dlaczego, a po co, a nie tak? Brakło zdecydowania tego, co drużyna potrzebuje. Kierownikiem drużyny był żołnierz ludowego wojska polskiego a on decydował „po prostu” o wielu sprawach. Taka była po prostu prawda. Kolejną ważną sprawą, którą trener Mruk poruszył było to, żeby „Bocian – Andrzej Tkacz” na drugi dzień nie bronił. Niestety przyszły naciski „z góry”, żeby „Bociana” do bramki wstawić na siłę, mimo że on był ledwo żywy. Wojtek Wojtynek miał wejść do bramki, bez względu na to, co by się działo. Ale nacisk ludzi z, zewnątrz, którzy się lepiej znali od trenerów, był tak mocny, że trener Jerzy Kurek musiał ustąpić pod naciskami ludzi, którzy „nas zjedzą jak się Bociana do bramki nie wstawi”.

Trener Mruk wspomniał również tych, którzy „zostali powołani do innej reprezentacji“:

Robert Góralczyk

Słowakiewicz – bramkarz

Jerzy Potz.

Tadeusz Szewczyk

Józef Kurek – trener

Emil Nikodemowicz

Jancewski – doktor

Sworzeń Leszek – kierownik drużyny

Graetzer Brunon

Było to wspaniałe wydarzenie wzięcie udziału w tym magicznym spotkaniu i wspomnienia mecze, który został obwołany 10 największym wydarzeniem w historii światowego hokeja.

facebook

♦♦♦ Witamy na oficjalnej stronie pierwszej edycji kolekcjonerskich kart polskiego hokeja ♦♦♦ Tutaj będziemy dla Was podawać najciekawsze newsy o kartach kolekcjonerskich ♦♦♦ Ponad 55 tys. UDS zapłacono za debiutancką kartę Connora McDavida z 2015 roku ♦♦♦ W Wałbrzychu doszło do kradzieży kart. Pewna pani ukradła z marketu 110 saszetek z naklejkami i 116 z kartami kolekcjonerskimi polskich piłkarzy. Grozi jej kara pozbawienia wolności do 5 lat. ♦♦♦Patrick Wiercioch podpisał roczną umowę z Dynamem Mińsk, po 268 meczach w NHL, ten z pochodzenia Polak spróbuje sił w KHL (W 1988 jego rodzice emigrowali z Polski).♦♦♦